Ten cholerny testosteron, uzupełnienie historii Agnieszki oraz o diecie w trądziku

Ten cholerny testosteron, uzupełnienie historii Agnieszki oraz o diecie w trądziku

źródło wilkopedia

Agnieszka, bohaterka poprzedniego postu, przysłała mi maila z odpowiedziami na Wasze pytania i uzupełnieniem swojej historii. Zamierzałam ją umieścić w komentarzach, ale się nie zmieściła. Będzie zatem oddzielny post.

Chciałabym w swoim i Agnieszki imieniu podziękować za wszystkie miłe słowa i Wasze życzliwe rady- jak zwykle się nie zawiodłam:)

 A przy okazji, chciałabym wspomnieć słówko na temat diety w trądziku.  Co prawda już o tym pisałam, ale z Waszych rad dla Agnieszki wynika, że wciąż głęboko wierzycie w uzdrawiającą moc diety w trądziku.

Nikomu jeszcze nie udało się wyleczyć trądziku przy pomocy diety, ponieważ u podłoża tego schorzenia nie leży złe odżywianie. Przyczyną trądziku mówiąc bardzo ogólnie są hormony, męskie hormony. Chyba zdążyliście się już przyzwyczaić, że za całym złem tego świata  kryje się mężczyzna a w szczególności ten cholerny testosteron:).  Również za trądzik odpowiedzialne są męskie hormony. Nie znaczy to jednak wcale, ze trądzikowcy maja podwyższony poziom testosteronu, czy innych androgenów.

Każda osoba walcząca z trądzikiem, wcześniej czy później zostanie skierowana na badania hormonalne- mnie z uporem maniaka zlecał je każdy lekarz, nawet, kiedy mówiłam że moje hormony są ok i szkoda mi było wydać kolejne 200 zł na badanie, którego wynik już znam. Moje androgeny zawsze są w dolnej normie a mimo wszystko mam trądzik i do tego jeszcze wypadają mi włosy. Przyczyna takiego stanu rzeczy jest zbyt duża ilość receptorów testosteronu, więc nawet jeśli nasz testosteron jest w normie, skórze wydaje się inaczej. Rządzi się ona zresztą swoimi własnymi prawami, jak to ładnie opisał Patryk w którymś z komentarzy.

Wracając zatem do diety, nie jest ona przyczyną trądziku, ale złe odżywianie może oczywiście zaostrzyć objawy tego schorzenia. Wiele osób komunikuje, że stan skóry znacznie się pogarsza po zjedzeniu czekolady, ostrych przypraw czy żółtego sera. Skóra trądzikowa jest skórą wrażliwa więc szybko reaguje na różne czynniki wewnętrzne i zewnętrzne, dobrze jest dbać również o dobrą dietę, jednak ze świadomością, że nie zlikwiduje ona naszego problemu.

Jeżeli chcemy jednak leczyć trądzik od wewnątrz, powinniśmy wykorzystać do tego substancje o działaniu antyandrogenowym. Miłośnicy natury mogą na przykład pić herbatkę z wierzbownicy, którą poleca Patryk lub wyciąg z palmy sabałowej. Ja znalazłam kiedyś preparat homeopatyczny o nazwie dha-s (potencja 30 c h) firmy Boiron, który również polecam fanom metod naturalnych. Istnieją jednak również leki o takim działaniu. Są to najczęściej substancje stosowane w leczeniu przerostu gruczołu krokowego oraz łysieniu u mężczyzn. Ponieważ problemy z prostatą są wywołane przez androgeny, leki te najczęściej hamują działanie  5-α-reduktazy  i zmniejsza stężenie DHT we krwi.

Lekarzy zalecił Agnieszce Flutamid lek antyandrogenowy, stosowany u mężczyzn z rakiem prostaty. Podobne działanie ma również słynna Propecia. Niewiele osób wie, że Propecia nie jest jedynym lekiem z finasterydem, ale na pewno lekiem najdroższym- ok 200zł . W aptece dostępne są zamienniki pod nazwami Finasteryd, Finanorm, Lifin, Ulgafen (ostatni za jedyne 32zł) jak i wiele innych. Zamienniki występują w dawce 5 mg, wiec należy je dzielić, bo najniższa dawka terapeutyczna to 1 mg.
Flutamid i finasteryd są stosowane przy łysieniu androgenowym u mężczyzn, ale chociaż producent pisze, że nie wolno go używać u kobiet, są lekarze, którzy zalecają je również paniom.

Uwaga, substancji o działaniu antyandrogenowym nie stosuje się u kobiet w ciąży, gdyż mogą powodować zaburzenia rozwoju płodu i oczywiście dotyczy to również ziela wierzbownicy.

Nie słyszałam co prawda o podawaniu tych substancji w przypadku trądziku  ale u Agnieszki przyniósł on rezultaty. Niestety lek działa tylko w momencie zażywania, po odstawieniu efekt terepautyczny ustaje. Podobnie jest z łysieniem- należy łykać Propocię do końca życia. I o ile w przypadku utraty włosów ma to sens, bo jest to jedyna alternatywa wcierek z minoksidilem, to w przypadku trądziku lepszym rozwiązaniem będzie doustna izotretiniona ( Izotek) lub peelingi tretinoinowe.


Do tematu wrócę w kolejnym poście, bo właśnie dostałam kolejny ciekawy list, który chcę opublikować (będzie o wygranej walce) a tymczasem uzupełnienie historii Agnieszki.



Witaj Angeliko, śledzę wpisy na Twoim blogu pod moją historią i pragnę uzupełnić istotne informacje o które pytają „goście”.

Kochani dziękuje za słowa otuchy i uzupełniam ważne fakty o których nie wspomniałam wcześniej.
Oczywiście że próbowałam diety (dieta o niskim indeksie glikemicznym) nie spożywałam mleka (około 2 lata) próbowałam niemal przez kwartał nie jeść mięsa, a białko uzupełniać w inny sposób (komosa ryżowa i inne produkty) również nie jadam słodyczy, po prostu nie lubię (koleżanki w pracy na początku niedowierzały jak można nie lubić słodyczy…?)nie piję alkoholu, nie palę papierosów. Staram się od trzech lat odżywiać się w myśl zasady” jesteś tym co jesz”.

Zainteresowałam się oczyszczaniem organizmu od wewnątrz, by pozbyć się toksyn. Pod kontrolą lekarza robiłam lewatywy. Wiem, wiem- jest wiele przeciwników tej metody. Zdawałam sobie z tego sprawę , że robiąc je wypłukuje zdrowe bakterie, więc uzupełniałam swoją florę różnymi probiotykami dostępnymi w aptekach oraz jogurtami naturalnymi, ba nawet ekologicznymi (ulubiony mój jogurt firmy KLIMEKO)

 Piję w miarę możliwości dużo wody, pokrzywy i oczywiście mojej ulubionej herbaty zielonej. Odżywiam się bardzo zdrowo, w mojej zdrowej diecie nie ma miejsca na chipsy, paluszki, popcorn, frytki, hamburgery czyli ogólnie fast food. Przeczytałam mnóstwo publikacji i książek na ten temat (Michał Tombak „Jak żyć długo i zdrowo” „Droga do zdrowia”, Ciesielska Anna „Filozofia życia” „Filozofia zdrowia”. Oczywiście że miałam robiony wymaz z krost (i to nie raz!) i nic nie wykazało (lekarze podejrzewali gronkowca). Również kilka razy miałam robione badania hormonalne – wyniki dobre (przypominam sobie że  coś było nie tak z testosteronem, ale lekarz kazał nie przejmować się tym stwierdzając „ niektóre kobiety tak mają”).

Słuchajcie przed chwilą sobie przypomniałam jedną moim zdaniem z ważniejszych rzeczy, po dwóch nawrotach po stosowaniu Roacuttane  ginekolog przepisał mi lek który jest stosowany w leczeniu u mężczyzn w zaawansowanych postaciach raka gruczołu krokowego – prostaty, nazywał się on Flutamid. Pamiętam swoje zdziwienie „ ja mam brać lek dla facetów chorych na raka…?, ale Pan Doktor szybko rozwiał moje wątpliwości i kazał dzielić jedną tabletkę na cztery części  i przyjmować  jedną część dziennie. Ku mojemu zdziwieniu efekt był piorunujący bliźniaczy do Roacuttane, cera i włosy super. Ile czasu go przyjmowałam? Już nie pamiętam może ponad 6 miesięcy.

Nie będę wspominać badań, które przeszłam i które wyszły dobrze, tarczyca, cukier, próby wątrobowe, prolaktynę (brałam Bromergon). Naprawdę uważam że próbowałam wszelkich sposobów, nie wspomnę już o znachorach, medycynie wschodu, ziołach itp. Zaznaczam że nie były to próby krótkie, trwałam w danym cyklu leczenia dość długo. Wiecie co zdałam sobie ostatnio sprawę że moim trądzikiem żyła i żyje cała rodzina, chcąc czy nie chcąc, moi bliscy uczestniczyli  i uczestniczą cały czas, na początku byli to moi rodzice, teraz córeczka, mąż oraz wspaniała przyjaciółka („siostrzyczka”. Moja ukochana sześciolatka potrafi podejść do mnie, przytulić się z całej siły i powiedzieć „mamusiu kocham cię nad życie, nie chciała bym mieć innej mamy kocham cię z tymi krostkami.” Zobaczcie jak ten trądzik absorbuje całą rodzinę,przyjaciół,znajomych, widzą każdego dnia moją walkę, a czasami moją bezsilność. Moje małe dziecko potrafi powiedzieć „mamusiu nie wyciskaj się już- proszę”

Właśnie! Wyciskanie! Znamy ten problem, no nie …? Wiemy że to szkodzi , ale wyciskamy, wiemy że potem będziemy wyglądać gorzej i będziemy żałować, ale to robimy. Ja próbowałam z tym walczyć na wszystkie dostępne sposoby. Chodziłam na psychoterapię (z której dowiedziałam się że jestem uzależniona od wyciskania, tak jak alkoholik od alkoholu, miałam pracować nad sobą , prowadziłam dziennik, walczyłam z tym. Byłam u psychiatry (ten zaś stwierdził że to bzdura, po prostu mam duże napięcie nerwowe (jak można go niemieć tak wyglądając..?) które trzeba obniżyć metodami farmakologicznymi lub innymi  (sport, medytacja,joga itp.)Nawet nie pomogło głębokie wycinanie paznokci. Każdy człowiek jest odrębną istotą, indywidualnością, każdy z nas marzy o czym innym, jedni marzą o tym by schudnąć, inni by mieć większy biust itp. Wiecie jakie mam marzenie …? (oczywiście oprócz zdrowia moich bliskich) Chcę wyjść bez makijażu do pracy, na spacer. Dla kogoś może być śmieszne, ale uwierzcie dla kogoś kto żyje ponad 20 lat z takim problemem, może to być jedno z ważniejszych marzeń. Chcę! Gdzie tam wierzę że być może już niedługo powiem wreszcie- Wygrałam walkę z trądzikiem.  To był by mój sukces i moje małe szczęście.

Pozdrawiam ciepło Agnieszka


PS. Lovely Kate- nie życzę sobie już więcej Twoich kukułczych jaj- będę je traktować jako spam, podobnie Ami-Mona- mydło aktywny węgiel pozostawmy górnikom.

PS.2. jo! mam nadzieję, że tym razem nie zrobiłam błędów i ilość przecinków również jest ok:) a może zostaniesz redaktorem moich postów:)



Mam na imię Agnieszka, mam 35 lat i przegrałam swoja walkę z trądzikiem

Mam na imię Agnieszka, mam 35 lat i przegrałam swoja walkę z trądzikiem

Wczoraj dostałam list od Agnieszki. Opisała mi swoją historię i pozwoliła podzielić się nią z Wami, co niniejszym czynię. To nie będzie radosna historia, ale jestem pewna, że wielu z Was ma do opowiedzenia podobną.
Bardzo się cieszę, że udało mi się stworzyć na tym blogu miejsce wymiany doświadczeń i zagląda tu tylu wspaniałych, mądrych i pełnych empatii czytelników. Może zatem pomożemy wspólnie Agnieszce, chociażby dobrym słowem?


Dzień dobry.

Mam na imię Agnieszka, mam trzydzieści pięć lat i przegrałam swoją walkę z trądzikiem. 
Moja historia podobna do Basi (cudzoziemka w kraju kobiet ) nie jest też historią miłą. Lata upokorzeń i docinków zrobiły swoje. Podobnie jak Basia zostałam naznaczona jedną z najcięższych postaci trądziku. 

Byłam dzieckiem radosnym, uśmiechniętym i pewnym siebie- do czasu. Gdzieś około czwartej klasy podstawówki zaczęły się moje problemy z cerą „Początki normalnego trądziku młodzieńczego, dojrzewamy” -brzmiała diagnoza Pani doktor. Historia ciągnie się przez całą podstawówkę, zmieniają się tylko leki, antybiotyki i maści. Poprawa chwilowa lub wcale. Oczywiście nikt wtedy nie myślał o makijażu czy przykryciu niedoskonałości- nie te czasy. Pamiętam jak bardzo czułam się wtedy gorsza. Nie będę opisywać ile upokorzeń przeszłam,  ile głupich docinków i złośliwych komentarzy. Nawet teraz, kiedy to piszę, mam łzy w oczach. 

W liceum, było jeszcze gorzej a scenariusz ten sam: antybiotyki i maści, pamiętam Davercin, Dalacin, a także pigułki antykoncepcyjne Diane 35. Wiesz, jak teraz to wszystko sobie przypominam, zastanawiam się jak ja to przetrzymałam, jakie jednak człowiek ma w sobie pokłady cierpienia.

W ostatniej klasie ogólniaka poleciałam z tatą do USA, do starszej siostry. Załamała się, kiedy mnie zobaczyła. W przeciągu tygodnia byłam umówiona do najlepszego specjalisty. Wizyta: za bardzo nie rozumiałam co mówi lekarz, ale wierzyłam że wreszcie nastąpi cud, dostanę super leki i pozbędę się tego świństwa na zawsze. Wyobrażałam już sobie siebie na studniówce piękną, uśmiechniętą bez krost, och te nieziszczone marzenia. Pamiętam tylko że amerykański lekarz przepisał mi jakąś maść, była bardzo wysuszająca i miałam trzy razy dziennie brać antybiotyk Doxycyclinę zdaje się i dużo dużo się opalać. Tego akurat nie trzeba było mi powtarzać, poprawa nastąpiła bardzo szybko, duża poprawa. 

Brałam antybiotyk około jednego roku, siostra przysyłała mi leki w paczce co kwartał. Później ,już nie pamiętam dokładnie, ale chyba miałam problemy z żołądkiem i ciągłe grzybice, w końcu zaprzestałam brania leków. Zajęłam się innymi sprawami, zdałam maturę, dostałam się na studia, problem był i to wciąż duży, ale próbowałam się z nim pogodzić, zapomnieć- niestety nie udało mi się.

Któregoś dnia po wykładach z języka angielskiego Pani Profesor (śliczna 30-stka), poprosiła mnie o pozostanie po zajęciach. Zdenerwowałam się bardzo i zrobiłam w głowie szybki rachunek sumienia, czego ona ode mnie chce? Nie wiedziała jak zacząć, było jej niezręcznie. W końcu powiedziała, że kiedyś miała podobny problem (nie mogłam sobie tego wyobrazić, była taka śliczna) i zna dobrego lekarza, może spróbowałabym się z nim spotkać? Znów obudziła się we mnie nadzieja, pojechałam na wizytę i wróciłam z pękiem recept na tetracyklinę. Brałam trzy razy dziennie, po jednej tabletce przez pół roku. I znów to samo. Jak brałam było trochę lepiej, później wszystko wracało do normy.

Innym razem na wakacjach podeszła do mnie jakaś Pani i poleciła kolejnego rewelacyjnego lekarza (wyobraźcie sobie jak strasznie musiałam wyglądać, skoro ludzie tak się nade mną litowali). Pojechałam i myślałam że znalazłam cudotwórcę. Powiedział krótko – ROACCUTANE. Pamiętam, że na tamte czasy lek był strasznie drogi, a ja musiałam na początku leczenia brać duże dawki (później zostały zmniejszone). Zostałam poinformowana o skutkach ubocznych. Przez pierwsze dwa miesiące wyglądałam strasznie- zamiast ust spierzchnięte wióry, niemiłosiernie wysuszone uszy, krew z nosa, suchość oczu, bolące stawy i kości. Ale widziałam też plusy, zmniejszony łojotok, włosy mogłam myć raz w tygodniu i najważniejsze coraz mniej krost! Dla mnie same superlatywy, codziennie dziękowałam Bogu, za tego lekarza, za ten lek i leczenie wreszcie zakończone sukcesem. W końcu poczułam że żyję, cudowne było nie mieć już krost, chodzić bez makijażu, i uśmiechać się do ludzi na ulicy. Potrafiłam obudzić się w nocy włączyć lampkę i sprawdzić czy nadal moja cera jest bez skazy. 

Moje szczęście trwało dwa lata. Potem znów lekarz i dawka przypominające ROACCUTANE- tym razem dwa miesiące. Znów super cera, ale tym razem tylko sześć miesięcy. W tym czasie poznałam swojego obecnego męża i zajęłam się  ważniejszymi sprawami (choroba mojego ukochanego Taty). Po trzech kolejnych latach, w trakcie których przegraliśmy  walkę z choroba Taty, pobraliśmy się z mężem i przyszła na świat nasza najukochańsza CÓRECZKA. Po narodzinach moja cera tak się pogorszyła że przeszłam kolejne załamanie i powróciłam do ROACCUTANE Jak wcześniej, moja skóra zareagowała na retinoidy wspaniale. Nic dodać nic ująć- cera idealna. Jednak znów trwało to bardzo krótko  i raptem po sześciu miesiącach koszmar powrócił. 

Wreszcie powiedziałam stop, koniec faszerowania się tym świństwem. Ratowałam się doraźnie antybiotykami takimi jak TETRARYSAL, maściami, wszystko to dawało krótkotrwałą poprawę. Podobnie peelingi u dermatologów i kosmetyczek, głębsze i płytsze złuszczenia, kwasy, lasery- wszystko było pomocne tylko na chwilę. 

Dziś znów jestem w punkcie wyjścia i zastanawiam się czy zdecydować się po raz czwarty na doustną izotretinoię. Biję się z myślami, bowiem staram się od trzech lat o drugie dziecko, a retinoidy zamkną mi drogę do macierzyństwa, chociażby ze względu na mój wiek. Muszę podjąć jakąś decyzję. Jestem w takim stanie, że jeśli czegoś nie zrobię- dłużej nie wytrzymam.”

zdjęcia google images.


Yin i Yang

Yin i Yang

Halo, gdzie ta wiosna? Przebiśniegi pokryły się grubą warstwą śniegu a mróz szczypie wydelikacone Atredermem policzki...Cóż przynajmniej koty ładnie się prezentują na białym puchu. Ziem zrobił im tak genialne zdjęcia, że muszę się z Wami podzielić.

Lutkę już znacie, przedstawiam Wam jeszcze Lucjana. Rzuciłam kiedyś luźno, że fajnie byłoby mieć rudego kota i ładnie by kontrastował z szarym, którego już posiadamy. Przy czym wyobrażałam sobie  prawdziwą ruda piękność-długowłosą, puchatą, posągową. Tymczasem Ziem, szybko podchwycił temat i przytargał mi do domu najbrzydszego i najbardziej brudnego rudego kota na świecie, do którego kompletnie nie mam serca. Jedno jednak trzeba mu przyznać (kotu, nie Ziemowi), z czerwienią mu do twarzy:)


Miś Panda w krainie retinoidów (i innych molekuł)

Miś Panda w krainie retinoidów (i innych molekuł)

Oto jest- najbardziej oczekiwany blog roku! Teraz możecie zadręczać Patryka na jego stronie- u mnie już się nie mieszczą komentarze:)

Ci, którzy je czytają wiedzą, że od jakiegoś czasu, w odpowiedziach na Wasze pytania zaczął mnie wyręczać pewien bezczelny i arogancki student, dodając do mojego ciepłego kobiecego zakątka, nieco męskiego sceptycyzmu i obiekcji. Na to zresztą liczyłam, zakładając ten blog- że będzie to forum dyskusyjne a nie tylko kącik nieustających porad.
.
Nie znam Patryka, nie wiem kim jest, nie wiem nawet, co dokładnie studiuje (choć liczba jego zainteresowań jest imponująca), ale bardzo cenię go za wiedzę oraz pasję i chociaż się nieraz spieramy, to myślę, że mamy bardzo podobne podejście do pielęgnacji, polegające na obserwowaniu swojej skóry, słuchaniu jej oraz dystansie i zdrowym rozsądku.

Mam też nadzieję, że chociaż ma już swój blog, to będzie tu nadal zaglądał, by uzupełnić moją kobieca intuicje swoim męskim "szkiełkiem i okiem" :)

Gorąco polecam http://pomegranateandspinach.blogspot.com/

PS. P. czy to Ty jesteś tym szalonym naukowcem na zdjęciu?
PS.2. Pozdrawiam również Michała K:)


Różowo mi- Inneov Diet Partner

Różowo mi- Inneov Diet Partner


Ponieważ ostatnio zbyt się atredermowo zrobiło na tym blogu a co niektórzy zarzucają mi, że nie piszę o tym, jak ważny wpływ na skórę ma odpowiednia zdrowa dieta -dziś będzie o diecie- diecie odchudzającej:)

Przyszła w końcu wiosna- czas na dietę:) Przebiśniegi nieśmiało wykluwają się spod zimowej skorupy i słoneczko miło przyświeca. Ziem cały dzień przycinał dziś drzewka w sadzie i się spiekł. Pod jednym dachem z  dermokonsultantką a on nie wie, że trzeba kremu z filtrem używać! Żeby nie spalił mi się doszczętnie i zbyt szybko zestarzał, sama muszę go złapać pomiędzy garażem, wiertarką a motocyklem i "na chama" posmarować filtrem. Kiedyś jednak mój lekceważący wszelkie mazidła prawdziwy mężczyzna mnie zaskoczył: "Chcę krem"- powiedział. "Jaki?- czym prędzej zapytałam- na dzień, na noc, pod oczy, nawilżający, łagodzący a może przeciwzmarszczkowy?" "Po prostu krem, taki, który u każdej normalnej dziewczyny stoi w słoiczku na półce w łazience"...
Innym razem, kiedy bawił się moim wizjoskanem i nagle ujrzał swoje zaskórniki w 60krotnym powiększeniu, zarządał preparatu, który by je zlikwidował. Dostał Effaclar K- zaniechał po dwóch aplikacjach, komunikując mi, że nie działa.

No, ale to tak na marginesie, bo dziś chciałabym przedstawić Wam nowy suplement diety Inneov Diet Partner. Dwa dni temu wróciłam ze szkolenia i kurczę, muszę powiedzieć, że bardzo mnie zaintrygował  ten nowy cud od Inneov. Może dlatego, że pani dietetyczka Nestle Agnieszka Piskała przedstawiła go wyjątkowo zachęcająco a może, bo od dawna jestem fanką probiotyków (nowy Inneov jest na bazie probiotyków). W każdym razie, natychmiast zapragnęłam go mieć:)

Gwoli wprowadzenia, nigdy nie byłam otyła, ot tak jak większość dziewczyn +/- 5 kg. Kiedy systematycznie ćwiczyłam, można było nawet powiedzieć, że jestem całkiem zgrabna. Od może dwóch lat zauważyłam, że zaczynam przybierać na wadze i nie tak łatwo mi już schudnąć. Cóż, wkrótce ukończę 40 lat, przemiana materii zapewne już nie ta a i na jogę chodzę znacznie rzadziej. Nigdy w życiu nie byłam na diecie, zbyt kocham jeść, ale gdyby tak łykać tabletki, siedzieć przed telewizorem i chudnąć? :) Haha to żart oczywiście, ale producent Inneov obiecuje i potwierdza badaniami, że nie zmieniając nawyków żywieniowych, można zgubić do 4, 5 kg w ciągu miesiąca- tyle by mnie akurat urządzało:)

Inneov to połączenie zaawansowanych badań największego na świecie koncernu kosmetycznego L`oreal i Nestle- speca od żywienia.

Nowy Inneov Diet Partner to efekt 20letnich badań nad bakteriami zasiedlającymi układ pokarmowy człowieka. Przebadano gruntownie każdy szczep z około 3 tyś i okazało się, że flora bakteryjna osób otyłych rożni się od tej, którą posiadają ludzie szczupli. Wyizolowano też pewien szczep, który mają wyłącznie osoby szczupłe- takie, które nie wiem ile by zjadły, wciąż są chude a ich przemiana materii przebiega chyba z prędkością światła. Szczep ten to Lactobacillus rhamnosus LPR. Gdyby tak zasiedlić nim swój przewód pokarmowy i pozwolić się rozgościć a także odpowiednio go karmić (lubi warzywa i owoce), może moje wahania wagi w końcu by się skończyły? Zamierzam spróbować.

Producent proponuję kurację w trzech krokach: atak, wyszczuplanie, stabilizacja:

1. Atak (dość niefortunne sformułowanie) czyli po prostu saszetki z błonnikiem. Błonnik jak wiadomo "puchnie" w przewodzie pokarmowym i zmniejsza uczucie łaknienia, które towarzyszy każdej diecie, zwłaszcza w fazie początkowej.

2. Wyszczuplenie- i tu właśnie mamy probiotyk czyli "dobre" bakterie, które wspomagają odporność, zapobiegają inwazji bakterii chorobotwórczych a także mają wpływ na prawidłowe trawienie. Te są wyjątkowe, bo jak pisałam wcześniej, wyizolowano je z przewodu pokarmowego osób szczupłych i domniemuje się, że ograniczają one przenikanie substancji odżywczych do krwiobiegu oraz wykorzystanie ich przez organizm a potem kumulacje w postaci tkanki tłuszczowej. Oprócz Lactobacillus rhamnosus LPR w skład fazy wyszczuplanie wchodzą jeszcze prebiotyki innulina i oligufruktoza, które są pożywką dla bakterii probiotycznych, oraz wit. B3 (niacyna) odpowiedzialna za przypływ energii, której nam często w czasie diety brakuje.

3. Stabilizacja. W skład fazy trzeciej wchodzą składniki odżywcze pozwalające utrzymać w dobrej kondycji mięśnie (których utrata towarzyszy każdej diecie) a także skóry i włosów a są to glukozamina i wyciąg z sosny śródziemnomorskiej oraz wapń odpowiedzialny za przewodnictwo mięśniowe.

Mówiąc obiektywnie fazę 1 i 3 można sobie odpuścić, zwłaszcza kiedy nasz portfel nie jest zbyt zasobny, ale   te bakterie mnie przekonują. Ja zamierzam wypróbować całość. Dam znać czy działa:) Zamierzam też nie jeść tyle- pani mówiła, że posiłek powinien być wielkości dwóch naszych pięści ( na szczęście mam duże:), zacząć ćwiczyć oraz pić mniej piwa hehe. Wszak już sama nazwa wskazuje, że to partner diety a nie dieta sama w sobie. Lepiej zadziałać na kilku frontach:)

A jak Wasze figury po zimie?

PS.1 Patryku, nawet nie próbuj pisać o ciemnej stronie probiotyków, bo nic nie jest w stanie zachwiać mojego entuzjazmu:)

PS.2 Nowy Inneov okazał się wyjątkowo fotogeniczny i pięknie się komponuje z moim komputerem:)


Copyright © Kosmostolog , Blogger